Rok 2006 najwyraźniej będzie można nazwać rokiem Bitwy o DRM. Pisałem ostatnio już o tym, że użytkownicy i prasa zaczynają mieć dość zagrywek koncernów medialnych i elektronicznych związanych z narzucaniem ograniczeń w korzystaniu z mediów w imię ich ochrony przed piratami, lecz nie przewidziałem, że również ci, od których wyszedł pomysł stosowania praw dostępu do treści zaczną mieć dość sytuacji, w której zabezpieczone produkty cieszą się co najwyżej miernym zainteresowaniem.
Zaczęło się od propozycji Yahoo!, aby internetowe sklepy muzyczne zaczęły sprzedawać muzykę pozbawioną zabezpieczeń przed kopiowaniem. Podobny krok postanowił uczynić koncern Universal, rezygnując z wymuszania pogorszenia jakości filmów HD DVD i Blu-Ray odtwarzanych za pomocą urządzeń niezgodnych ze standardem HDMI/HDCP (co groziło odrzuceniem nowego standardu na rzecz tańszego DVD, nie wymagającego zmiany sprzętu odtwarzającego i dającego taką samą – w porównaniu do tej pogorszonej – jakość). Na koniec, Dania postanowiła pójść w ślady Francji i również uchwalić prawo nakazujące otwartość mechanizmów DRM; choć, jak już wspominałem, grozi to wycofaniem się Apple z rynków kolejnych państw, w momencie powszechnego uchwalenia podobnych ustaw na całym kontynencie jedyną opcją byłoby chyba pogodzenie się z nimi.
Nie wszystko jednak wygląda tak różowo z punktu widzenia konsumentów. Już francuska ustawa nakładała poważne kary na osoby wymieniające się plikami medialnymi za pośrednictwem Internetu, w tym również karę więzienia za tworzenie oprogramowania P2P. Teraz podobne środki chcą zastosować Niemcy, skazując jednak na więzienie również tych, którzy po prostu ściągali muzykę i filmy. Obawiam się, że poza kilkoma „pokazowymi” procesami takie środki nie przyniosą żadnego zysku koncernom medialnym i nie ograniczą zjawiska piractwa, co najwyżej – jak to już kilka razy bywało – chwilowo ograniczając liczbę użytkowników P2P lub wywołując migrację do innych, bezpieczniejszych sieci lub technik wymiany plików.